hejka. Dzisiaj post poświęcony ściąganiu hybryd z firmy Victoria Vynn. Potrzebne nam do tego będzie: pilnik, waciki, klipsy do ściągania hybryd oraz najważniejsze remover. Klipsy oraz remover dostałam od firmy.
Mój odrościk już był bardzo duuuuuży, nie mogłam na niego patrzeć. Jakoś niecałe cztery tygodnie miałam na sobie hybrydę Victoria Vynn. Szczerze mówiąc byłam w lekkim szoku, że nic się z nią nie działo bo mam do czynienia codziennie z acetonem, pilniczkami i robię w rękawiczkach (a wiadomo, że w rękawiczkach sucho nie jest :P ). Zabrałam się za zmatowienie mojej hybrydki pilnikiem.
Po spiłowaniu wierzchniej warstwy hybrydy, zamaczamy wacik w removerze i nakładamy na płytkę, następnie zakładamy klips. Nowe klipsy od Victoria Vynn, są troszkę dla mnie za duże chociaż mają wypustki w środku, które służą do regulacji. Niestety moje pluchy są takie malutkie, że nawet wypustki nic nie dają. Na małym i serdecznym palcu klipsy były bardzo luźne. Czytając inne opinie na temat klipsów widziałam, że dziewczyny były mega zadowolone, widocznie tylko ja mam takie dziecinne rączki, ale jestem pewna, że i tak przydadzą się np. u mojej mamy sprawdzają się idealnie, trzymają perfekcyjnie.
W takim stanie zostawiamy zaklipsowane pazurki na ok. 15 minut w tym czasie mamy mały relaxik :) Po upływie czasu sięgamy po dłutko lub patyczek bambusowy i "zdrapujemy" hybrydę. Bardzo ładnie mi schodziła, no może nie jak masło ale prawie. Oczywiście trzeba pamiętać, żeby ściągać pojedynczo klipsy, nie ma co się śpieszyć.
Można powiedzieć, że stan paznokci nawet całkiem spoko po dwóch latach noszenia hybryd ;) Z ręką na sercu stwierdzam, że hybrydy Victoria Vynn są godne polecenia, nie ma z nimi żadnego problemu. Ściąganie to czysta przyjemność, a noszenie ich na swoim paznokciach również :). Wytrzymałość jest naprawdę mega, sama jestem w szoku, że wytrzymały aż tyle czasu, bez żadnych odprysków ani złamań. Polecam !